środa, 16 listopada 2016

Habla, lo que quieres. Pero atiende, que hablas.

W jednym z tekstów przywołałem nieboszczyka Wittgensteina, który zostawił potomnym zdanie – "granice mojego języka są granicami mojego świata". I tak, i nie. Pozwolę sobie ominąć owo "nie" i spróbuję urodzić kilka zdań jak to jest, kiedy język giętki potrafi wyrazić to, co chce głowa. Choć - jak się okazuje - nie zawsze.

Castellano, którego próbowano nauczyć mnie w Polsce ma się do hiszpańskiego w Boliwii trochę jak polska mowa hanysa z Rudy Śląskiej (lub innego uroczego zakątka na Śląsku) do "czyly, zrobyly i złamaly" ludzi urodzonych za Brynicą i Czarną Przemszą. Absolutnie nie rozstrzygam kto mówi bardziej poprawnie. Nie jestem w tej dziedzinie fachowcem, jednak chodzi o ukazanie skali różnorodności. A tej nie brakuje.

Miałem niedawno okazję, może nie tyle fatalnie się przejęzyczyć, co pomylić kotleta ze ściągawką. Ponieważ zdarza mi się mówić do większej liczby osób, przygotowałem sobie kilka słów na małej karteczce i dziarsko oznajmiłem – "estoy preparado, porque hize pequeña chuleta". Co znaczy, że się przygotowałem i zrobiłem małą ściągawkę. Jednak "chuleta" oznacza także kotleta. Głodnemu chleb na myśli... Równie dobrze "chuleta" można pomylić z "cholita". I tak też zrobił jeden z adeptów tej pięknej, kastylijskiej mowy. Rozparł się w fotelu w knajpie i zamówił "una cholita, por favor" (jeśli chcesz wiedzieć, co znaczy "cholita", zachęcam do poszukiwań). Można także pomylić cabellos i caballos, czyli włosy z końmi, albo karę lub żal (pena) z... hmmm, nie mam śmiałości o tym pisać.
Choć dorzucę, że jest drobna różnica między "mamá" i "mama". Pierwsze słowo to po prostu mama, drugie to sutek. Trzeba być czujnym. Całkiem niedawno zamiast powiedzieć, że chcę się pożegnać (despedir) powiedziałem, że chcę się obudzić (despertar). Warto też pamiętać, żeby przy zakupie popularnego napoju, o nieskończonej chyba ilości cukru, wypowiedzieć całą nazwę. Prosząc o "coca", można dostać porcję liści na chęć życia, prosząc o "cola" można dostać klej albo ogon. Choć "cola" oznacza także kolejkę (niechcący to sprawdziłem). Na popełnienie językowej pomyłki sposobów są miliony.

Kolejna "cosita", która wydaje się być całkiem zabawna, to zdrobnienia, a czasem nawet "zdrobnionka". Można powiedzieć "chico" – chłopiec, ale zazwyczaj słyszy się "chiquito" albo "chiquitito". Prawda, że urocze? Sposobów na użycie zdrobnień również są miliony.
Inną grupę słów stanowią te z grupy "ej, to po polsku!". Pierwsze, które przychodzi mi do głowy, to "curva". Ile zwykły zakręt może wlać nadziei w spragnione polskiej mowy serce. Albo wywołać zdumienie. Zależy, czego kto szuka. Gorzej, jeśli owa "curva" jest "peligrosa", czyli niebezpieczna. Jakby nie spojrzeć, warto zdjąć nogę z gazu.

Jest też używane słówko "oso", które nie oznacza upierdliwego owada, ale niedźwiedzia. Nauczyłem się tego w dość przypadkowy sposób. Poszliśmy kiedyś popływać w stawie, w którym również robi się pranie, poi krowy, albo po prostu odmacza się. Taki traf nam się trafił, że były tam również dzieciaki z wioski obok, które widząc białego, dość obficie zarośniętego faceta (tutaj "hombres" raczej nie mają zarostu) zaczęły mówić coś o "osach". I tak zostałem niedźwiedziem.
Są też "pantalones", które są po prostu spodniami, nie zaś majtkami w stylu "spadochron". Do najbardziej popularnych "swojaków" należą: baba (ślina), droga (narkotyk),cosa (rzecz), gimnasio (siłownia, sala gimnastyczna), ropa (ubranie), pan (chleb), pupa (wysypka). Na marginesie, pupa to culo, a właściwie culito. I tutaj anegdotka. Niedawno przywitał się ze mną jeden chico i zrobił to po polsku. Powiedział "dzień dobry". Miły gest, pomyślałem. Zapytałem go, jakie inne polskie słowa zna. Odparł – dupa! Może nie jest to Szczebrzeszyn ale miło, że i polskiej mowy ktoś za granicą chce się uczyć.

Chciałbym na koniec zostawić drobny prezent, a właściwie dobre słowo. Z tą drobną różnicą, że w w języku Cervantesa. Albo Moralesa. (Mam zamiar użyć średnika, żeby "się to jakoś literacko obroniło").
Co zrobisz – que vas a hacer; tak wybrałeś – así elegiste; wierzę, ale wątpię – creo, pero dudo; przypuszczam, że wątpię – supongo que dudo; korzyść – ventaja; dużo wiesz – sabes mucho; masz wiedzę – tienes mucha sabiduría; to musi być dla Ciebie trudna sytuacja – esto tiene que ser la difícil situación para Ti.

Zatem, jak mawiają Boliwijczycy – aproveche! Bo ostatecznie chodzi o to, by i w języku być z ludem. 

2 komentarze:

  1. Piorunujący tekst. Przeczytałam dwa razy i wciąż mam wątpliwości czy zrozumiałam wszystko tak jak było to intencją autora. Autorefleksja jaka zrodziła się we mnie po jego lekturze bezsprzecznie warta była jednak tej umysłowej gimnastyki. W skrócie można streścić ją w jedynym pytaniu retoryczbym - czy większą barierę komunikacyjną stanowi fakt błędu znaczeniowego jednego z wyrazów w zdaniu, czy może raczej styl komunikacji pozbawiony błędów językowych ( choć i tu mam spore wątpliwości) a jednak tak trudny we wzajemnym zrozumieniu, charakteryzujący europejskie pokolenie milenistów... Dziękuję za te teksty- chętnie tu zaglądam bo pokazują realną stronę jakże nieralnego dla nas życia. A na koniec trochę prywaty- osobiście PODZIWIAM. Wielki szacunek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze jednak warto znać język korzyści :) Idioma de ventaja? :)

    OdpowiedzUsuń